piątek, 17 listopada 2017

"Listy do utraconej" - Brigid Kemmerer

  Po tych wszystkich zachwytach i wysokich ocenach musiałam sięgnąć po tę pozycję. Wszystkie ochy i achy okazały się uzasadnione, gdyż od pierwszych stron fabuła nas porywa i nie jesteśmy w stanie odłożyć książki na półkę.
  Juliet straciła matkę w wypadku i bardzo za nią tęskni. Często odwiedza jej grób i zostawia na nim listy, które mają nigdy nie zostać przeczytane. Matka głównej bohaterki była fotoreporterką wojenną, a jej córka odziedziczyła po niej ogromny talent, jednak robienie zdjęć, które kiedyś przynosiło Juliet tyle radości teraz ją przeraża.
  Pewnego dnia podczas odrabiania obowiązkowych prac społecznych Declan znajduje list i postanawia na niego odpisać. Gdy dziewczyna to zauważa, początkowo jest wściekła,za naruszenie prywatności, lecz między nastolatkami szybko nawiązuje się nić porozumienia i zaczynają wymieniać się listami. Pomimo tego, że nie znają swoich tożsamości, czują się wreszcie przez kogoś zrozumiani i trochę mniej samotni. Historia Declana nie jest dla nas od początku jasna, poznajemy ją z biegiem fabuły. Wiemy jedynie, że życie nie rozpieszczało, żadnego z naszych bohaterów.

  Książka nie raz zaskakuje nas zwrotem akcji i z niecierpliwością czekamy na wyjaśnienie wszystkich spraw. Plusem jest też, to że powieść nie kręci się tylko wokół wątku romantycznego, a bardziej jest to historia o stracie,bólu i radzeniu sobie z poczuciem winy. Bardzo polubiłam Juliet i Declana, jednak najbardziej przypadł mi do gustu przyjaciel chłopaka, Rev. Jestem bardzo ciekawa jego historii, której w sumie do końca nie poznajemy. Chciałabym, żeby autorka stworzyła dla niego oddzielną książkę.
  Styl pisania Brigid jest bardzo przyjemny i sprawia, że powieść czyta się bardzo szybko, a motyw z pisaniem listów i maili bardzo przypadł mi do gustu.
Książkę oceniłam na 9/10.

"It ends with us" - Colleen Hoover

  Colleen Hoover to jedna z moich ulubionych autorek, jak tylko wychodzi jakaś jej nowa książka, sięgam po nią w ciemno i mam pewność, że mi się spodoba. W tym przypadku nie było inaczej, a nawet z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że to moja ulubiona powieść tej autorki.
  Lily Bloom siedząc na balustradzie jednego z Bostońskich wieżowców i rozmyślając o śmierci oraz wygłoszonej dwanaście godzin wcześniej dość niestandardowej mowie pogrzebowej, niespodziewanie poznaje lekarza Ryle'a Kincaida. Rodzi się między nimi wielkie uczucie, a przy okazji Lily udaję się otworzyć wymarzoną kwiaciarnię. Kobiecie wydaje się, że jej życie nie może być już lepsze. Jednak sielanka nie trwa długo.
  Równocześnie poprzez stare wpisy w pamiętniku Lily poznajemy Atlasa Corrigana, jej przyjaciela z czasów,gdy była nastolatką i poznajemy ich historię, która swoją drogą była moją ulubioną częścią tej książki. 
                                                                             
  Nie mogę za wiele napisać, żeby nie zaspoilerować. Powiem jedynie, że nie jest to płytka powieść, kręcąca się w okół trójkąta miłosnego. Wywołała we mnie wiele emocji i naprawdę śmiałam się i płakałam razem z bohaterami. Lily jest świetną postacią i bardzo ją polubiłam, co jest ogromnym plusem, bo ostatnio w większości czytanych przeze mnie książek występują irytujące główne bohaterki. Ryle i Atlas również są bardzo dobrze wykreowani i nie pozostawiają nas obojętnymi. Nawet poboczne postaci jak matka Lily czy siostra Ryle'a i jej mąż wzbudzają w nas sympatię i nie sposób się z nimi nie zżyć. W fabule jest kilka plot twistów, które całkowicie zmieniają nam pogląd na książkę i pewnych bohaterów. Emocje towarzyszyły mi od samego początku, a właściwie od chwytającej za serce dedykacji na początku książki i nie opuściły mnie aż do przypisu od autorki, w którym dowiadujemy się, że książka jest inspirowana prawdziwymi wydarzeniami z życia Colleen i jej matki, co sprawia, że historia jeszcze bardziej do nas trafia. 

  Polecam tę pozycję wszystkim, nie tylko fanom autorki, ale każdemu kto lubi przeżywać silne emocje podczas czytania.
Książkę oceniłam na 10/10, a to wiele mówi ;)


czwartek, 19 października 2017

"Bad Mommy. Zła mama" - Tarryn Fisher

 Tę książkę czytałam już jakiś czas temu, ale bardzo mi się podobała, więc postanowiłam się z wami podzielić moimi wrażeniami. Tarryn Fisher stworzyła tu naprawdę  świetnych, intrygujących i skomplikowanych bohaterów oraz pełną plot twistów historię od której nie da się oderwać.
 Jolene i Darius Avery są szczęśliwym małżeństwem wychowującym kilkuletnią córeczkę Mercy. Pewnego dnia do domu obok wprowadza się tajemnicza Fig. Nowa sąsiadka szybko zaprzyjaźnia się z małżeństwem, a zwłaszcza z Jolene. Z czasem jednak ta relacja staje się coraz bardziej toksyczna, Fig gromadzi w domu rzeczy identyczne jak u przyjaciółki, ponadto na instagramie wstawia takie same zdjęcia, a jej ogromne zainteresowanie Dariusem i Mercy jest co najmniej podejrzane. O co tak naprawdę jej chodzi? Czy może, o kogo jej naprawdę chodzi?

 Książka jest podzielona na trzy części, każda z punktu widzenia innego bohatera. Możemy dzięki temu zajrzeć do ich głów i zobaczyć świat oczami każdego z nich. Nie chcę tu za dużo napisać, żeby nie spoilerować, ale każda część niesie za sobą niespodziankę i sprawia, że zaczynamy wątpić czy komukolwiek można ufać. Moje odczucia co do bohaterów zmieniały się co chwilę i w pewnym momencie byłam całkowicie zdezorientowana. To wszystko jest oczywiście na plus, bo uwielbiam książki które mnie zaskakują,a tutaj nie brakuje zwrotów akcji. Styl pisania autorki jest świetny i sprawia, że przez książkę się płynie, a odłożenie jej staje się niemożliwe. Nie sposób nie wspomnieć tu też o końcówce którą zaserwowała nam Tarryn. Kiedy myślałam, że wiem już  wszystko i że wszystko mam poukładane, nagle ostatni rozdział całkowicie zmienił mój pogląd na tą historię. Podsumowując, "Bad Mommy" to świetny thriller psychologiczny z idealnie dopracowanymi bohaterami. Przeczytanie tej książki zajęło mi dwa wieczory i były to bardzo przyjemnie spędzone wieczory.
Książkę oceniłam na 8/10.

czwartek, 12 października 2017

"Podtrzymując wszechświat" - Jennifer Niven

 Każdy od czegoś zaczynał, ja zacznę od recenzji książki "Podtrzymując wszechświat". Jakiś czas temu czytałam "Wszystkie jasne miejsca" tej autorki i byłam zachwycona. Jak tylko zobaczyłam, że wydawnictwo Bukowy Las wydaje kolejną książkę Jennifer Niven, natychmiast ją zamówiłam. Niestety trochę się zawiodłam.

  Libby Strout kiedyś zasłynęła jako "najgrubsza nastolatka w Ameryce". Po śmierci mamy zajadała swój smutek do tego stopnia, że straciła możliwość wychodzenia z domu, a nawet przejścia z łóżka na kanapę. Jej jedynym towarzyszem był jej kot George i jej tata, który sam stara się nie rozsypać. Teraz dziewczyna wraca do szkoły i jest gotowa na lepsze życie, nowych przyjaciół a nawet miłość. Z drugiej strony mamy Jacka Masselina, który choruje na rzadkie zaburzenie neurologiczne, a mianowicie nie rozpoznaje twarzy, nawet rodzeni bracia i rodzice wyglądają dla niego jak obcy ludzie. Jack i Libby, połączeni okrutną licealną zabawą, spotykają się na szkolnej terapii. Odkrywają jak wiele mają wspólnego i kiedy spędzają razem czas nie czują się już tak samotni i niepotrzebni. Historię poznajemy z dwóch perspektyw.
 Tematy poruszane w tej książce są bardzo ciekawe, ja jako studentka psychologii bardzo zainteresowałam się chorobą Jacka, ale też tym w jaki sposób Libby radzi sobie z nienawiścią i docinkami ze strony rówieśników. Dziewczyna zmienia się diametralnie z osoby która zajadała smutek i strach, w odważną, pewną siebie i nie dającą sobie w kaszę dmuchać wojowniczkę. Nie podobało mi się jednak do końca to jak autorka  napisała tą historię, spodziewałam się czegoś WOW a dostałam przyjemną książkę, do przeczytania na nudne niedzielne popołudnie. Nie mogę powiedzieć, że czytanie "Podtrzymując wszechświat" było ciężkie, nudne i dłużące się. Nie mogę też jednak powiedzieć, że to jedna z tych powieści, które na długo pozostaną mi w pamięci i o których nie mogę przestać myśleć. Niektóre dialogi, czy przemyślenia głównych bohaterów były według mnie dość infantylne. Oczywiście zdawałam i zdaję sobie sprawę z tego, że książka jest o młodzieży i dla młodzieży ale mimo wszystko spodziewałam się po niej o wiele więcej.
Książkę oceniłam na 6/10.